Wyprawa Wyspy Chorwacji 2009 zakończyła się niemal pełnym sukcesem - jeśli chodzi o zaplanowaną trasę oraz miejsca i miasta które mieliśmy zwiedzić. Jedyną wpadką było ominięcie miasta Bol na wyspie Brac - a to ze względu na fakt, iż zgubiliśmy drogę... Szutrowa ścieżka prowadząca około 8km w dół zakończyła się, nie jak zakładaliśmy na plaży, a 100 metrowym urwiskiem...
Wyspa Krk. Lotnisko "Rijeka" - Omisalj - Vrbnik - Krk. 48,5km. 5h00m
Pierwszy dzień wyprawy. Doprowadzamy rowery do stanu gotowości, zamykamy auto i po 5 wyruszamy. Jest chłodno, przyjemnie. Zjeżdżamy aż do morza, potem wdrapujemy sie niezwykle stromą ulicą do centrum miasta Omisalj. Zaczyna padać. Burzę przeczekujemy w wejściu do jednego z kościołów. Gdy przestaje padać ruszamy dalej. Niestety deszcz nie daje za wygraną. My tak - rozkładamy namiot i przemoknięci chowamy się w środku. Gotujemy zupę...
Mając w perspektywie trzy miesiące pedałowania przez alpejskie przełęcze, Pireneje, spaloną słońcem Hiszpanię, Marokański Atlas, a na koniec setki kilometrów monotonnego, pustynnego krajobrazu wydawał mi się to szmat czasu. Dakar był abstrakcją majaczącą gdzieś na horyzoncie wyobraźni. Gdy na liczniku zaczęły wskakiwać pierwsze kilometry zostałem porwany przez nurt przygody, a czas przestał mieć znaczenie. Mozolne podjazdy w Alpach nie wiedzieć kiedy zostały daleko za mną, Hiszpania okazała się najgorętszym miejscem na trasie podróży, a Marokańska gościnność czasami odejmowała mi mowę. Wreszcie ta długo wyczekiwana Sahara... nie była wcale tak drapieżna, ale często kapryśna.
Podróże wielkie i małe towarzyszyły mi od dzieciństwa. Te pierwsze za pośrednictwem mapy, książki lub magazynu. Całe studia marzyłem o podróżowaniu za koło podbiegunowe i dopiero po czterech latach zrozumiałem co zatrzymuje mnie w domu. Strach i lenistwo - największe pasożyty wielkich podróży. Powiedziałem dość i wsiadłem na prom.
Za górami za lasami nawet za morzem istnieje mały kraj, który od wieków elektryzuje swoją wolą walki o niepodległość i wiarą w przyszłość. Podczas średniowiecza i nie tylko kraj ten wielokrotnie zmuszony był opędzać się od zewnętrznych jak i wewnętrznych agresorów. Walki i najazdy spowodowały powstanie ogromnej ilości umocnień, które do dziś stoją w postaci ruin bądź odrestaurowanych warowni i stanowią swego rodzaju wizytówkę tego pięknego kraju, jakim niewątpliwe jest Szkocja.
Jak to bywa na wyprawach, pierwsze dni są ekscytujące - daleko zostawiliśmy domową codzienność i oddychamy wszystkim co nowe. Krew płynie szybciej, hormony potęgują wrażenia. Przepak u przyjaciół w Inverness (podziękowania dla Gosi, Justyny i Grahama) trwał długo, dreptaliśmy nerwowo chcąc odpalać nasze rowery. A tu jeszcze Szymon zarządza wizytę na gas-station - aby mieć w kołach te 4,5 atmosfer.
Długie przygotowania, obmyślanie trasy, szukanie patronatów medialnych, sponsorów i już wszystko zapięte prawie na ostatni guzik, a tu nagle rozsypuje się grupa. Czyżby półroczna moja praca i przygotowania poszły na marne? Szkoda tyle pracy. Zacząłem intensywne poszukiwania osób chętnych na wyjazd i gdy już myślałem, że nic z tej wyprawy nie będzie nagle odezwał się Piotr. Szybko doszliśmy do porozumienia i przygotowania znów ruszyły pełną parą. Zaplanowany wyjazd przesunął się tylko o tydzień, więc 21.07.2009 r. ruszyliśmy na podbój najdalej wysuniętego punktu na północy Polski.
Odgłos nadjeżdżającego pociągu oznaczał, że już za kilka minut wsiądę do wagonu, zasuną się drzwi i wyruszę w moją pierwszą podróż. Na koniec usłyszałem jeszcze kilka ciepłych pożegnalnych słów od bliskich, którzy strasznie przeżywali ten wyjazd i pora było się zbierać.
Przez kilka następnych godzin wsłuchiwałem się w stukot jadącego pociągu i wpatrywałem się w przesuwający się za oknem krajobraz. Jednocześnie próbowałem sobie wyobrazić jak to będzie. Jak przywita mnie Szwecja i jakie przygody szykuje dla mnie Norwegia. Znając Skandynawię ze zdjęć i z informacji, jakie udało mi się znaleźć, byłem bardzo podekscytowany myślą o tym, co mnie tam czeka.