NIEDZIELA, 5 PAŹDZIERNIKA 2014
Próżno pytać w tym czy innym małym, prowincjonalnym miasteczku o szkołę, bożnicę czy żydowski cmentarz. Zawsze jest zdumienie i odpowiedź: ''U nas? U nas nie ma''. Nieprawda. W każdym mieście i miasteczku na wschód od Wisły, w dawnej tzw. ''Kongresówce'' Żydzi stanowili znaczącą część mieszkańców. Od 20 do nawet 80% mieszkańców. Trzeba pytać starszych, ci z reguły chętnie wskażą miejsce, gdzie była synagoga, albo chaszcze, w których są resztki połamanych macew, o ile ich nikt nie pokradł i nie zbudował sobie obory jak ta w Przysusze, drogi jak ta w Wasilkowie, podmurówki pod wychodek, studni i Bóg wie czego jeszcze. W takim Zwoleniu zniszczono cmentarz, tylko dlatego, że miasto brało udział w popularnym kiedyś Turnieju Miast. No to zrobiono tam park, który dziś, na peryferiach miasteczka przypomina już las w środku którego są połamane lampy i dziurawy chodnik.
WĄWOLNICA - POŻYDOWSKA ZABUDOWA W RYNKU
A co z domami? Charakterystyczna niska zabudowa z wejściem i wystawą od strony rynku czy głównej ulicy to dawne żydowskie sklepiki i warsztaty. Z chwilą wywiezienia żydowskich mieszkańców do obozów zagłady Niemcy (nie, nie – nie naziści, tylko Niemcy) przejmowali co cenniejsze przedmioty, oszczędności, kosztowności. Reszta była rabowana przez miejscowych, i niestety – nie były to tylko typowe męty, ale znakomita część miejscowej ludności chrześcijańskiej – mówiąc wprost - polskiej. ''Opróżniając'' kolejne polskie miasteczka z Żydów Niemcy już nie zostawiali pustych ulic na żer, tylko starali się wyprzedać za grosze to, co można było sprzedać i na takich ''jarmarkach'' zawsze panował niebywały ścisk. Wstrząsające pamiętniki Zygmunta Klukowskiego nie pozostawiają złudzeń, co do demoralizacji społeczeństwa. Boleśnie zapada zwłaszcza wstrząsający opis likwidacji szczebrzeszyńskiego getta, otoczonego dwoma pierścieniami, z których jeden to niemieccy żandarmi i ich ukraińscy pomocnicy oraz polscy policjanci a drugi – złożony z chłopskich furmanek, które z okolicy, niczym sępy ściągnęły na żer i w milczeniu czekały na swoją kolej w dzieleniu łupów.
Książka ''Sąsiedzi'' Tomasz Grossa otworzyła pole do debaty na temat stosunku Polaków do ukrywających się Żydów w Polsce. W tej chwili stan badań nad tym zagadnieniem jest mocno zaawansowany i niestety, boleśnie odkrywa jedną z najczarniejszych plam w naszej historii. Dla wielu zbyt straszną, aby przyjąć ją do wiadomości.
Nie szokują mnie już opisy, czy zdjęcia z epoki – po przeczytaniu sporej ilości materiałów dotyczących Zagłady chyba nic mnie już nie może zaskoczyć, ale szokują mnie wciąż wpisy internautów na forach, przez które, w znacznej części przebija się zło, niewiedza, albo wiedza wyniesiona ze szkół z lat PRL-u, w których temat ''polscy Żydzi'' podawano w szczątkowej, okrojonej wersji, lub też w ogóle go nie uczono.
KAZIMIERSKIE LAPIDARIUM NAWIĄZUJĄCE DO JEROZOLIMSKIEJ ŚCIANY PŁACZU
POZOSTAŁOŚCI ŻYDOWSKIEGO KIRKUTU W KAZIMIERZU
Ale dziś jest przecież lepiej – tablic poświęconych Żydom nie trzeba już umieszczać za pancerną szybą, jak np. tą w Częstochowie. Remontuje się dawne świątynie adaptując je na domy kultury, biblioteki czy muzea poświęcone im oraz lokalnej historii miasta. Nierzadko nocą, na dewastowane latami cmentarze ''wracają'' macewy. Pokruszone, oblepione resztkami zaprawy stanowią świadectwo końca pewnej epoki.
I właśnie wykorzystując piękną jesienna aurę postanowiłem wybrać się na poszukiwanie tego zaginionego świata, odkrywanego niejako na nowo, budzącego rozmaite emocje od ciekawości wymieszanej z ciepłymi wspomnieniami starszych mieszkańców, pamiętających jeszcze ich żydowskich sąsiadów do niechęci i agresji cementującej niektóre lokalne społeczności. Wtedy lepiej o nic nie pytać.
KAZIMIERZ DOLNY - WĄWÓZ KORZENNY DÓŁ
KAZIMIERZ DOLNY - KORZENNY DÓŁ
Moim pierwszym celem jest Lubelszczyzna, dokąd dojeżdżam samochodem. Jest wczesne popołudnie 5 października, a w urokliwym miasteczku, w którym się zatrzymuję niebywały ruch. Kazimierz jest moim zdaniem jedna z najładniejszych miejscowości w Polsce. I nie tylko, jeśli idzie o położenie, lecz także o zabudowę. Odnoszę wrażenie, że w tym miejscu ściśle przestrzegane są prawa zabudowy, bo każda nowa willa czy hotel budowana jest w stylu nawiązującym do historycznego, starego Kazimierza. No po prostu jest pięknie. Harmonijnie. Skręcam rower, wsiadam i jadę.
Rezygnuję z oglądania Kazimierza, w którym byłem już wiele razy, choć to przecież dawny żydowski sztetl. Sztetl, w nieistniejącym już języku jidysz oznaczało ''miasto, miasteczko'', to jest miejsce, w którym populacja ludności żydowskiej stanowiła znakomitą większość a czasem wręcz całość mieszkańców. W miasteczkach takich, jakich setki było w dawnej Polsce panował specyficzny klimat żydowskiej tradycji i ortodoksyjnej religii. To właśnie w takich miejscach jak Kazimierz królował język jidysz – swoista mieszanka języków: hebrajskiego, niemieckiego i polskiego. Cała kultura jidysz uległa zagładzie w latach ostatniej wojny, a dziś tym językiem potrafią posługiwać się tylko najstarsi mieszkańcy Izraela, którzy przybyli tam z Polski. Rzucam okiem na dawną synagogę, w której aktualnie znajduje się mały hotel oraz bardzo dobrze zaopatrzony w żydowskie pamiątki oraz książki sklepik i ruszam w kierunku kirkutu.
STARA CHATA NA PERYFERIACH KAZIMIERZA DOLNEGO
Cmentarz ów został zdewastowany przez Niemców, resztki nagrobków rozkradziono po wojnie. W latach 80-tych zbudowano z macew odzyskanych z miejscowych gospodarstw swoiste lapidarium nawiązujące do jerozolimskiej ściany płaczu, a widoczna w tym murze rysa symbolizuje nagłe przerwanie żydowskiego życia i kultury w Polsce. Wspinam się na zbocze, przechodzę przez szczelinę w ścianie i widzę pojedyncze macewy w gęstym, ciemnym lesie. Całość robi naprawdę duże wrażenie, ja jednak nie mam czasu na zadumę, ponieważ dni są krótkie, a ilość zaplanowanych kilometrów spora. Kieruję się na Wąwolnicę, przy okazji zwiedzając jeden z licznych lessowych wąwozów. I jadę. W taki dzień. I w taką piękna pogodę. Opłacało się odpuścić sobotnią imprezę i zachować siły na niedzielę.
Docieram do wsi Wąwolnica – już po zabudowie w rynku widzę, że oni byli i tu. Pytam młodą dziewczynę o miejscowe judaika, jednak bez sukcesu. Podjeżdżam do mapy miejscowości, niestety – nic, co żydowskie nie jest zaznaczone. Na rysie historycznym tylko zagadkowe: ''II wojna światowa także odcisnęła swe piętno''. A więc jest jakiś ślad, jakaś tajemnica. Sprawdziłem po powrocie w internecie – faktycznie, w Holokauście Niemcy wymordowali wszystkich wąwolnickich Żydów (ok. 1000 osób, mężczyzn, kobiet i dzieci). Nie jestem zdziwiony brakiem informacji dotyczącej tej zbrodni, ot zginęło sobie pół miasteczka, czyli co? Odcisnęła wojna swe piętno? Odcisnęła. I na co dalej drążyć temat. Nie wiem dlaczego, ale w Polsce jest wiele miejscowości wstydzących się swojej historii. Na szczęście jest coraz więcej takich, które są dumne ze swojej żydowskiej przeszłości jak np. Dąbrowa Tarnowska, czy Chmielnik.
JESIENNE KLIMATY W OKOLICACH NAŁĘCZOWA
Pytam więc starszego mężczyznę o cmentarz żydowski. Pokazuje mi zalesioną górę, mówiąc, że to tam, ale nic nie już nie pozostało. Mimo to decyduję się pojechać w to miejsce. Błoto, pokrzywy, gęste krzaki, faktycznie nic nie odnajduję. Rozczarowany zawracam. Potem, gdy przeglądałem Internet okazało się, że pomnik jednak jest. W 1993 roku, kiedy to już można było upamiętniać te naznaczone zbrodnią miejsca pani Sara Ryterska, zamieszkała w Izraelu, której ojciec zginął w Holokauście ufundowała niewielki pomnik wąwolnickich Żydów. Czy jeszcze stoi, i jaki jest jego stan – nie wiadomo.
Jadę dalej, mijam uzdrowisko Nałęczów, mimo zimniej aury w parku jest mnóstwo starszych, spacerujących osób. Są sprzedawcy balonów. Pamiątek rodem z Chin i całej tej wypoczynkowej otoczki. Jest nawet kataryniarz i biały miś. Jest, jak być powinno.
Przemykam między kuracjuszami spacerującymi po parku i wyjeżdżam już z uzdrowiska. W Wojciechowie oglądam wysoką wieżę zboru ariańskiego z XVI wieku, a więc z okresu, kiedy Polska była potęgą, kiedy Polska była państwem wielokulturowym i wielowyznaniowym, bo uwaga – katolicyzm nie definiuje polskości. On tą polskość zamyka wielu ludziom w bardzo ciasnym naczyniu. Moim zdaniem. Nie będę się jednak rozpisywał na tematy religijne, bo nie tego dziś szukam. Dziś jadę szlakiem judaizmu – wiara Jezusa powinna łączyć Polaków i Żydów, a niestety jest tak, że wiara w Jezusa ich podzieliła. Postawa kościoła katolickiego to jedno ze źródeł antysemityzmu. Dopiero w 1965, podczas II soboru roku zmieniono pewne zapisy w podejściu do Żydów.
WIEŻA ARIAŃSKIEGO ZBORU W WOJCIECHOWIE
Dojeżdżam do Bełżyc – rzut oka na zabudowę – tak. Tu też byli i tu także żyli. Podjeżdżam pod plan miasta – i szacun dla włodarzy miasteczka, cmentarz oznaczono. Bełżyce to niewielkie podlubelskie miasteczko, więc do kirkutu trafiam bez problemu. Niestety, albo stety – nekropolia jest ogrodzona solidnym murem – pomnikiem i niestety, aby wejść, trzeba przejść przez płot. Za duży ruch na ulicy więc się nie decyduję na ten czyn ;). Bełżyce, obok Kazimierza były także typowym sztetlem, na ulicach którego królował język jidysz. Funkcjonowały tu 2 synagogi. Obie zniszczyli Niemcy. Obok starej i nowej synagogi, był tu też bet-hamidrasz (studia nad Torą) mykwa, jatki oraz dwa kirkuty. Stary, nieczynny już wtedy cmentarz zniszczyli hitlerowcy. Nowy, który był czynnie użytkowany do 1943 r. przetrwał do końca okupacji i został zniszczony przez miejscową ludność już po wyzwoleniu, która wykorzystała macewy do celów budowlanych.
Obecnie na terenie cmentarza ustawiono kilka ocalałych nagrobków zwróconych przez mieszkańców miasta oraz pomnik w kształcie macewy, wykonany z czarnego marmuru.
POŻYDOWSKI DOM W BEŁZYCACH
CMENTARZ ŻYDOWSKI W BEŁŻYCACH
Robię zdjęcia zza muru i ruszam na Opole Lubelskie. Krótki dzień i późny start z Kazimierza spowodował, że już czuć było zbliżający się wieczór, a ja dopiero na półmetku! Jadę idealnie w stronę zachodzącego słońca, które ostro świeci mi w twarz. Po ponad 20 km dojeżdżam do Opola. Zerkam na mapę z ciekawym opisem: ''cmentarz czynny'' i ''cmentarz nieczynny'' i już wiem, co kryje się pod tymi określeniami. Jadę więc obejrzeć ''cmentarz nieczynny'' i śmiać mi się chcę z pomysłowości władców miasteczka, którzy robią, co mogą aby nie dopuścić do powrotu pamięci o dawnych mieszkańcach, którzy podobnie jak w dwóch poprzednich miasteczkach stanowili większą część mieszkańców miejscowości. Myślę, że można by się zastanowić, dlaczego tak się dzieje? Czy i tu pożydowski majątek został podzielony w momencie likwidacji getta? Czy i tu, dom, stodoła czy stryszek skrywają jeszcze jakieś rzeczy po nich pozostałe? Czasem mam wrażenie, że pół Polski jest obrazem żywcem wyjętym z ''Pokłosia'' – filmu dla wielu antypolskiego, ale filmu tak naprawdę o nas samych. O polskich kompleksach i strachu przed zmierzeniem się z okrutną częścią naszej wspólnej historii. Nikt nie lubi zaglądać w tak mroczną przeszłość.
OPOLE LUBELSKIE - CMENTARZ NIECZYNNY, CZYLI ŻYDOWSKI. DZIŚ PORASTA GO LAS
OPOLE LUBELSKIE - JEDYNA TABLICA NA ŻYDOWSKIEJ NEKROPOLII
A więc jadę na ten cmentarz, który dziś jest dzikim laskiem, a jedyną informacją, że jest tu coś więcej oprócz lasu jest stara tablica o zakazie wywożenia śmieci. W ten sposób czci się pamięć kilku tysięcy opolskich Żydów. Aktualnie tylko zabudowa i to przy dużej wyobraźni może zobrazować jak wyglądał dawny sztetl. Pooklejane kolorowymi bezładnymi reklamami domy szpecą centrum miasteczka. Polska rzeczywistość i brak poszanowania dla prawa i estetyki. Dziś po Żydach nie ma już nic. Nie ma okazałej synagogi z XVII w – została podobnie jak cmentarz zniszczona przez Niemców. Po wojnie, jak wszędzie postępowała dalsza dewastacja cmentarza, rozkradziono resztki macew, a może lepiej, jeśli powiem ''zagospodarowano''?
A przecież Opole Lubelskie przed wojną zaopatrywało w koszerne mięso Warszawę – która była największym skupiskiem Żydów na świecie!
Zachodzące słońce, wkradający się chłód i zapach dymu rozchodził się po miasteczku. Szkoda, że to nie zapach szabasowych świec, lecz tylko dym z kominów. Było naprawdę cicho, sielsko i... ładnie. Nikt z przechodzących z rzadka przechodniów nie przypuszczał, że 70 lat temu z tego miejsca wywożono 10 tysięcy ludzi do komór gazowych w obozach śmierci. Nie do obozów koncentracyjnych, tylko do obozów śmierci zbudowanych tylko i wyłącznie dla Żydów. W tych obozach nie tatuowano numerów, bo nie było to potrzebne. Nie budowano baraków, bo nie było dla kogo. Była tylko ''łaźnia'', piece krematoryjne i bocznica kolejowa, cicha w oczekiwaniu na transport. Treblinka, Sobibór, Bełżec, Chełmno. Jeden rok pracy. Kilka milionów istnień.
Wracam. Wszechobecny chłód powodował że średnia powrotu do Kazimierza wyniosła 27 km/h. Wycieczka fantastyczna. Wyprawa w głąb historii i w poszukiwaniu judaików bezcenna. Za kilka lat wszystko będzie przecież wyglądało inaczej, mam nadzieję, że znacznie lepiej.
W tym dniu przejechałem 103 km.
BAR MARS PRZY KAZIMIERSKIM RYNKU. PRZYJEMNE ZAKOŃCZENIE WYCIECZKI
NIEDZIELA, 12 PAŹDZIERNIKA 2014
Ale to przecież nie koniec podróży, bo w kolejny weekend, choć było mniej słońca to było znacznie cieplej. Fakt, mecz Polska – Niemcy obejrzałem przy soku, nie było jak to zwykle bywa zadymionego dymem z papierosów pokoju, ciepłej wódki, słoniny i ogórka :). Ale emocje były wielkie. Pierwsze historyczne zwycięstwo! Tydzień wcześniej, jadąc do Kazimierza przejeżdżałem przez Spałę, i urzekły mnie jej klimaty, dlatego postanowiłem się tam, przy najbliższej okazji wybrać. Nie sądziłem, że okazja nadarzy się już tydzień później i w ten oto sposób 12 października w centrum wsi wyciągam z bagażnika swój krwistoczerwony rower. Najpierw zwiedzanie targu staroci, czasem naprawdę można kupić ciekawe książki w przystępnej cenie, jak choćby kalendarz robotniczy z 1953 roku za 5 PLN. I czego tam się dowiemy? W takich np. Stanach Zjednoczonych, w dzielnicach robotniczych wielkich miast ''kryje się wstrząsająca nędza. Wysokie komorne i mała ilość mieszkań stwarzają ciężką sytuację dla pracujących. 15 mln rodzin amerykańskich żyje w norach (sic!), 500 tys. rodzin robotniczych gnieździ się w przyczepkach samochodowych, 250 tys. rodzin w ogóle pozbawionych jest dachu nad głową''. Uff. Jak to dobrze, że mieliśmy wtedy opiekuna czyli miłujący pokój ZSRR :).
INOWŁÓDZ - ZDEWASTOWANY KIRKUT
Opromieniony historycznym zwycięstwem Polaków nad Niemcami wyjeżdżam ze Spały drogą na Inowłódz. Inowłódz to naprawdę zdumiewająca wieś, kryjąca wiele ciekawych rzeczy. Jest i zamek, częściowo zrekonstruowany, jest cmentarz żołnierzy z pierwszej wojny światowej, jest i żydowski, co chyba nie dziwi, bo one są, albo były niemal wszędzie. Cmentarzyk mocno zdewastowany, pod którego podchodzi już kopalnia piasku. Jednak najcenniejszym miejscem, które należy odwiedzić będąc tutaj jest romański, a więc niemal 1000 letni kościółek pw. Św. Idziego. Budowla wygląda naprawdę fantastycznie, a ołowiane niebo i surowość cegły, z której zbudowana jest świątynia tworzą tego dnia niezwykłą, mroczną kompozycję.
NAJWIĘKSZA ATRAKCJA INOWŁODZA - ROMAŃSKI KOŚCIÓŁEK ŚW. IDZIEGO
Ale to nie koniec atrakcji – będąc tu, koniecznie trzeba odwiedzić miejscowy sklep, który mieści się w dawnej synagodze. Przed sklepem miejscowe, mocno przekwitłe dzieci kwiaty – nieodzowny element naszego polskiego krajobrazu. Za to w środku? Stare, żydowskie inskrypcje w połączeniu z pełnymi półkami sklepowymi tworzą iście zdumiewające połączenie. Robię parę zdjęć, próbuję zagadnąć Panią sklepową, ale okazuje się to niemożliwe, więc siadam po chwili na rower – i dalej w świat. A raczej dalej na szlak, którym przez mglisty, wilgotny las docieram do Poświętnego.
ZABYTKOWA SYNAGOGA PEŁNI DZIŚ ROLĘ SKLEPU SPOŻYWCZEGO
A W ŚRODKU CIEKAWE POŁĄCZENIE ARTYKUŁÓW SPOŻYWCZYCH I STARYCH INSKRYPCJI
To właśnie w tej miejscowości znajduje się kościół i dzwonnica, przy której na drzewie zawisł na spadochronie Franek Dolas w znanej komedii: ''Jak rozpętałem II wojnę światową''. Znów kilka fotek z zewnątrz murów, ponieważ w środku była msza i nie chciałem przeszkadzać wiernym. Dalej już czerwonym szlakiem, przez piękne leśne tereny, zacząłem kierować się na Drzewicę. W lasach przez które jechałem w czasie ostatniej wojny działały silne polskie partyzanckie zgrupowania, najpierw Hubalczycy, potem AK. I tak jadę sobie przez ten piękny, złoto czerwony las, wdycham najświeższe powietrze (w amerykańskich norach z pewnością takiego nie mają) i cały czas mam w głowie: a jednak. Dołożyliśmy im! 2:0.
POŚWIĘTNE - PRZY TEJ DZWONNICY NA SPADOCHRONIE ZAWISŁ NA DRZEWIE FRANEK DOLAS
POŚWIĘTNE - KOŚCIÓŁ W JESIENNEJ MGLE
Szlak którym jadę (czerwony pieszy) bardzo dobrze oznaczony, więc bez przeszkód docieram do miasteczka. Choć Żydzi przed wojną stanowili ponad 60% mieszkańców miasteczka dziś nie pozostał po nich żaden ślad. Teren dawnego kirkutu jest dziś łąką, na której pasą się krowy. Atrakcją miejscowości są ruiny zamku z XVI w. które, o czym mogłem się przekonać wykorzystywane są jako malowniczy plener do ślubnych fotografii.
JESIEŃ NA RYNKU W DRZEWICY
GOTYCKO - RENESANSOWY ZAMEK W DRZEWICY
Nie zatrzymuję się tu dłużej, wjeżdżam na szlak, którym docieram do Przysuchy, mojego głównego celu tej wycieczki. Choć jest siedzibą powiatu, Przysucha jest dziś niewielkim prowincjonalnym miasteczkiem, przed wojną zamieszkanym w 70% przez Żydów, o czym przypominają dziś charakterystyczne kamieniczki. Dodatkowo w miasteczku znajduje się jedna z większych synagog w Polsce, zdewastowana podczas ostatniej wojny przez okupanta. Jest i cmentarz, również całkowicie zdewastowany (poza zbudowanym w latach 80-tych ohelem), z którego macewy Niemcy wykorzystali do prac budowlanych na terenie miasta (np. utwardzanie dróg).
PRZYSUCHA - CMENTARZ ŻYDOWSKI
PRZYSUCHA - OHEL
SYNAGOGA W PRZYSUSZE - JEDNA Z WIĘKSZYCH NA ZIEMIACH POLSKI
Ciekawym miejscem z punktu widzenia judaików i skomplikowanych relacji polsko - żydowskich jest teren Straży Pożarnej, gdzie jedno z ogrodzeń placu apelowego jest ścianą stodoły, do budowy której wykorzystano właśnie żydowskie nagrobki. Dzwonię więc do strażaków i proszę o możliwość zrobienia zdjęć. Nie mam najmniejszych problemów, aby takie fotki wykonać. Jest to smutne zajęcie, bo w niemym murze zawarte jest wiele rzeczy: antysemityzm, obojętność, znieczulica, chciwość i cwaniactwo. To przede wszystkim z tym spotykali się Żydzi próbujący znaleźć szansę na ukrycie, na ratunek na życie po polskiej, aryjskiej stronie. W samej Warszawie grasowało wokół getta kilkaset gangów polujących na próbujących ucieczki Żydów. Bo Niemcy, choć za przechowywanie Żyda karali śmiercią, to również za złapanego Żyda płacili. Walutą było wszystko: wódka, nafta, kartofle, ubranie jakie na sobie miał Żyd, dlatego też intratnym zajęciem było wyłudzanie majątku od złapanego Żyda, szantażowanie go, albo szantażowanie Polaka, który takiego Żyda ukrywał. Tak, tak, nie tylko Niemcy polowali na ukrywających się Żydów. Znacznie skuteczniejsi byli polscy szmalcownicy. Wydano prawo, a reszta dokonywała się samodzielnie. Patrzę więc na ten mur, i widzę w nim mnogość zawartych przykrych informacji, namacalną smutną opowieść. Pokłosie.
PRZYSUCHA - MUR Z ŻYDOWSKICH NAGROBKÓW ZRABOWANYCH Z KIRKUTU
ZAGOSPODAROWANE MACEWY. NIC NIE MIAŁO PRAWA SIĘ ZMARNOWAĆ
POŻYDOWSKA ZABUDOWA W PRZYSUSZE
Przysucha to półmetek mojej trasy. Jest 16, więc decyduję się na odwrót, a szkoda, wokół tyle miasteczek, w których można by poszperać i porozmawiać z ludźmi. Jadę przez Rusinów i podziwiam piękny XVIII wieczny pałac, dziś hotel. Kilkanaście kilometrów później Odrzywół – mój nos znów się nie myli. Musieli tu być, nie mam jednak już sił na poszukiwania, poza tym jest już dość późno, a do Spały ponad 25 km. Jadę już główną drogą, która jest żmudna i monotonna. Oglądam pomnik powstańców styczniowych, przemykam przez uśpione Poświętne i Inowłódz, chwilę potem Spała. Na niebie szaro, zamawiam kawę w restauracji, chwila odpoczynku przed powrotną drogą autem do domu.
W tym dniu przejechałem 116 km.
POWIAT PRZYSUSKI I OPOCZYŃSKI TO DOSKONAŁE TRASY KAJAKOWE
W ten sposób zakończyłem dwie niedziele spędzone w poszukiwaniu pozostałości po polskich Żydach. Odwiedziłem ledwie kilka miasteczek, spośród kilkuset takich w kraju. A każde z nich ma swoją historię – zakończoną nagle, w roku 1942 lub 1943. Począwszy od końca wojny powoli zaczęto najpierw zmieniać, by od 1968 w sposób niemal administracyjny wymazać historię polskich Żydów ograniczając ją do kilku banalnych haseł oderwanych od rzeczywistości. Upłynęło 40 lat i wraca zainteresowanie tym tematem. Spotykam wielu ludzi, którzy chętnie wspominają dawnych sąsiadów. Pamięć, która odchodzi wraz z ostatnimi żyjącymi świadkami dawnego świata. Innego świata.