Wyprawa dookoła Skandynawii zakończona. Dokładnie dwa miesiące podróży i przejechane rowerem 8277 kilometrów przez dziewięć krajów. Ponieważ wyprawa była połączona ze zdobywaniem wierzchołków do Korony Europy udało mi się zdobyć najwyższe wzniesienia i szczyty Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Szwecji, Norwegii i Danii. Najtrudniejszy do przejścia okazał się szczyt Szwecji - Kebnekaise 2117m.npm, ze względu na sporą odległość marszu – około 60km. Najwyższy szczyt Norwegii i całej Skandynawii - Galdhopiggen mimo sporej wysokości 2459m.npm nie był zbyt wymagający. Na trasie przez Skandynawię nie mogło zabraknąć bardzo popularnego miejsca na północnym krańcu Europy czyli słynnego Nordkapp jednego z dwóch najdalej na północ wysuniętych miejsc starego kontynentu.
Wróciliśmy, jeteśmy cali i zdrowi. Za nami miesiąc w trasie, przejechanych ponad 2300 kilometrów. Zwiedziliśmy całe mnóstwo ciekawych miejsc, zrobiliśmy masę zdjęć, poznaliśmy wielu wspaniałych, fantastycznych ludzi (chodzi szczególnie o tych, którzy przyjmowali nas pod swój dach, gościli na trasie jak najlepiej mogli). Co nam zostało po tej wyprawie? Świetne wspomnienia, radość ze zdobycia Paryża (i to okrężną drogą) a przede wszystkim.. chęć na więcej! Zapraszam do czytania relacji na cykloidzie oraz dziennika z podróży na naszym blogu (www.wroclaw-paris.blogspot.com).
ALBAŃSKIE METAMORFOZY, CZYLI WSZYSTKIEGO PO TROCHU
Jak każdy przed wyprawą rowerową stwarzałem sobie pewne wyobrażenia o kraju, który mam odwiedzić i czego mogę się tam spodziewać?. Rzeczywistość jak zwykle okazała się zupełnie inna. Albania w porównaniu do Ukrainy bije ją na głowę kilkakrotnie, bliskość Włoch czy Grecji sprawia, że mamy tu bardzo rozwinięte usługi na poziomie europejskim.
Tak naprawdę pomysł na wyprawę urodził się z żalu. Po tym jak ode mnie odeszła. Każdego wieczoru po przyjściu z pracy wlewałem w siebie piwo, które na moment uśmierzało smutek i żal i pomagało rozładować napięcie. Dostałem nieprawdopodobnego przypływu energii – ciężko było mi zasnąć. Po dwóch tygodniach takiego trwania postanowiłem wsiąść na rower i coś zrobić z nadmiarem tej energii. Swój żal zamienić w pot a tęsknotę za tym co już nie wróci obrócić w kilometry i przydrożny pył.
Planowałem wyprawę Dunajem do źródeł, jednak Heniek doznał urazu kolana, natomiast Wiesiek wybrał inna formę wypoczynku. Skaperował mnie, więc Janek. Początkowo miał jechać za trzeciego Roman, nawet zapłacił za autobus, jednak ostatecznie wyjechaliśmy z Gliwic we dwójkę. Trasa przygotowana przez Janka obejmowała większość atrakcji w rejonie.
Przekraczamy bariery - trzech Kozaków, dwa rowery ANDY 2011- pod takim hasłem, w lipcu 2011r. krakowska ekipa w składzie: Karol Kleszyk, Szymon Świrta, oraz niewidomy Paweł Król wyruszyła w 40-dniową wyprawę do Ameryki Południowej. Trasa nie była łatwa (duże wysokości, pustynie, wulkany), a warunki klimatyczne nie zapowiadały się dobrze (wiatry, śniegi, niskie temperatury).
Nigdy nie byłem wielkim fanatykiem roweru. Najpierw był pomysł na podróż, rower pojawił się później. O dalekiej i długiej podróży marzyłem od lat, a dokładnie od lat dziesięciu, kiedy to wróciłem z mojej pierwszej i tak naprawdę jedynej dalekiej włóczęgi. Zaraz po studiach, wspólnie z moim przyjacielem Mariuszem Grajewskim, pojechaliśmy drogą lądową do Indii. Był to typowy tramping z wszystkimi atrakcjami takich wyjazdów: wielka przygoda, doświadczanie egzotyki poznawanych kultur i docieranie do miejsc znanych wcześniej tylko z lektury przewodnika. Jednak najlepiej z tego wyjazdu wspominam liczne znajomości zawarte na trasie.