Witam, nazywam się Damian Drobyk, jestem z Jelenie Góry. Od wielu lat aktywnie jeżdżę na rowerze MTB, na zawodach rowerowych a także na wyprawach po Europie. Zdobywam Koronę Gór Europy oraz podjazdy rowerem powyżej 2000m n.p.m. Moim celem są najwyższe, najtrudniejsze i najbardziej kręte drogi Świata.
Wyprawa rowerowa po Bałkanach zakończona. Podczas czterdziestodniowej podróży przejechałem ponad 4500km przez 10 krajów. Głównym założeniem podróży, oprócz rowerowania po najwyższych drogach Bałkanów, było zdobywanie piesze szczytów należących do Korony Europy. Udało mi się wejść na wszystkie siedem zaplanowanych szczytów na trasie wyprawy, a kilkukrotnie po zdobyciu szczytu jeszcze tego samego dnia wykręciłem ponad 100km na rowerze. Zaczynając od Grecji zdobyłem kolejno najwyższe góry Albanii, Macedonii, Kosowa, Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny, Chorwacji oraz Słowenii. Poza chorwackim Dinare reszta gór sięgała ponad 2500m.npm, a najbardziej wymagające okazały się grecki Olimp, słoweński Triglav, czarnogórski Maglič oraz głównie ze względu na deszczowe warunki i złe oznaczenie szlaku dach Kosowa, góra Djeravica. Poza szczytami do KE rowerem wjechałem także na górę Pločno, która jest najwyższym wierzchołkiem Hercegowiny, na który prowadzi najwyższa droga w BiH. Moim łupem padły także najwyższe drogi Albanii - Mount Tomorr, Macedonii - Pelister i Chorwacji - Sv. Jure. Łącznie do mojej kolekcji "najwyższych" doszło kolejne 5 podjazdów powyżej 2000m.npm. Nie udało się niestety zdobyć najwyższego szczytu Gór Dynarskich - Maja e Jezercës i kilku wysokich podjazdów jak np. Kajmakczałan ze względu na tragiczny stan drogi.
Damian Drobyk, jeleniogórski podróżnik rowerowy, szykuje się do następnej wyprawy. Tym razem planuje przejechać najwyższe i najtrudniejsze drogi oraz przełęcze Bałkanów, a także zdobyć kolejne szczyty do Korony Europy. Jak dotąd Damian zorganizował wiele samotnych wypraw i zdobył ponad 500 najwyższych i najtrudniejszych dróg Świata. W 2012 roku przejechał przez Indie, w 2013 przez całą Amerykę Północną, a rok później zwiedził Skandynawię. Wcześniej przez wiele lat jeździł po większości pasm górskich Europy.
Wyprawa dookoła Skandynawii zakończona. Dokładnie dwa miesiące podróży i przejechane rowerem 8277 kilometrów przez dziewięć krajów. Ponieważ wyprawa była połączona ze zdobywaniem wierzchołków do Korony Europy udało mi się zdobyć najwyższe wzniesienia i szczyty Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Szwecji, Norwegii i Danii. Najtrudniejszy do przejścia okazał się szczyt Szwecji - Kebnekaise 2117m.npm, ze względu na sporą odległość marszu – około 60km. Najwyższy szczyt Norwegii i całej Skandynawii - Galdhopiggen mimo sporej wysokości 2459m.npm nie był zbyt wymagający. Na trasie przez Skandynawię nie mogło zabraknąć bardzo popularnego miejsca na północnym krańcu Europy czyli słynnego Nordkapp jednego z dwóch najdalej na północ wysuniętych miejsc starego kontynentu.
Skandynawia 2014 to samotna ekspedycja polegająca na połączeniu klasycznej wyprawy rowerowej ze zdobywaniem najwyższych wzniesień i szczytów Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Szwecji, Norwegii oraz Danii. Szczyty należą do Korony Europy.
Startuje dosyć nietypowo, z Lublina. Polska wschodnia to wciąż mało uczęszczane przeze mnie rejony. Planuję przejazd przez Kazimierz nad Wisłą, wieś Damianów, chwilowy postój w stolicy a na pożegnanie z Polską zwiedzanie Białowieskiego Parku Narodowego. Dalsza trasa prowadzi przez najwyższe wzniesienia Białorusi, Litwy, Łotwy i Estonii. Z Tallina do Helsinek czeka mnie przeprawa promowa. Przed Finlandię przejadę jak po linii na północ aż do Przylądka Północnego Nordkapp po drodze zwiedzając miasto Rovaniemi i mijając koło podbiegunowe. Po zdobyciu Nordkapp skieruję się na południowy zachód wchodząc na najwyższe szczyty Finlandii i Szwecji.
Podsumowanie wyprawy HTC Author American Expedition 2013 po przejechaniu Ameryki Północnej i Środkowej.
Moja najdłuższa i najdalsza wyprawa rowerowa zakończona. Po ponad siedmiomiesięcznej podróży wróciłem do domu. Pierwotny plan zakładał przejazd aż do Patagonii w Ameryce Południowej, do Polski postanowiłem jednak wrócić z Panamy. To chyba jedyny sensowny punkt na zaplanowanej trasie. Za Panamą znajduje się nieprzejezdny przesmyk Darien gdzie jest tylko dżungla więc jedyną możliwością przedostania się do Kolumbii jest samolot lub łódź. Ponieważ wiązało się to z nie małą opłatą lepszym rozwiązaniem był powrót do Polski. To właśnie skromny budżet wyprawy był głównym powodem skrócenia wyprawy. Nie łatwo jest z własnych oszczędności zorganizować tak długą i daleką podróż nawet jeśli zna się wiele sposobów na to aby te koszty obniżyć. Oczywiście względy finansowe to tylko jeden z kilku powodów mojej decyzji.
18.10.2013
Jeszcze rano byłem w mieście partnerskim Jeleniej Góry czyli Tequili a po południu w mieście partnerskim Wrocławia czyli Guadalajarze. Nie sądziłem, że Dolny Śląsk ma aż tak silne powiązania z Meksykiem oddalonym przecież o wiele tysięcy kilometrów. Mam nadzieję, że współpraca pomiędzy miastami to coś więcej niż tylko wymiana herbów na stronach internetowych owych miast. Dziś przez cały dzień nie towarzyszył mi radiowóz a część trasy do Guadalajary nie miała pobocza więc musiałem bardzo uważać żeby żaden samochód we mnie nie uderzył. Meksykanie nie są tak ostrożni jak amerykanie ale też nie jest tak tragicznie jak w Indiach. Rano jeszcze w hotelu zjadłem śniadanie i wypiłem kawę, potem załatałem dętkę i pożegnałem piękną Tequilę.
3.10.2013 - 136km
O świcie zwinąłem namiot i podjechałem do granicy USA z Meksykiem. Do Meksyku kolejki nie ma, do USA kolejka spora. Na granicy urzędnik wypełnił za mnie wniosek, wbił kolejną pieczątkę w paszporcie oraz wpisał mnie do komputera. Wjazd do Meksyku dosyć kosztowny. Możliwość pobytu turystycznego do pół roku to opłata 26 dolarów. Różnica pomiędzy amerykańską a meksykańską częścią miasta Nogales jest ogromna. Za wysokim murem oddzielającym oba kraje wszystko było inne. Wąskie i dziurawe drogi, tłok na ulicach i meksykanie którzy bardziej niż amerykanie przyglądają mi się, pozdrawiają i zaczepiają. Meksyk trochę przypomina mi Indie chociaż tutaj kierowcy nie jeżdżą tak tragicznie jak hindusi. Z Nogales wyjechałem tak szybko jak do niego wjechałem. Na stacji paliw kupiłem wodę i małe ciasto i tu zaczęły się kolejne problemy. Na kolejnej stacji nie mogłem wybrać pieniędzy z bankomatu ani zapłacić kartą. Próbowałem jeszcze kilka razy na innych stacjach i bankomatach jednak na marne.
4.09.2013
Noc ciepła, rano o wschodzie słońca było już 14st.C. Dzień zacząłem od małego podjazdu w oślepiającym słońcu i silnym wiatrem z południa. Po 17km jazdy na wąskiej drodze bez pobocza jeden z samochodów wymijających mnie uderzył lusterkiem w moją rękę. Sporych rozmiarów camper z dużą prędkością nie zważając na moje bezpieczeństwo tylko świsnął dosłownie kilka centymetrów ode mnie a wystające lusterko zdążyło się złożyć. Oczywiście kierowca nie raczył się zatrzymać. Kilka minut po tym jak oceniłem sytuację i swoje obrażenia zdecydowałem się powiadomić policję. Brak zasięgu nie przeszkadzał w połączeniu się z numerem 911. Opisałem zdarzenie, miejsce i pojazd. Do miasta Tonopah było około 50km i prowadziła tylko jedna droga a ruch samochodowy rano na drodze 6 był naprawdę niewielki.
Podsumowanie pierwszych trzech miesięcy wyprawy HTC Author American Expedition 2013
A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie
Ten znany cytat najbardziej pasuje do myśli jakie do tej pory przewijają się w głowie. Nie przejechane kilometry ani nawet cel końcowy nie są dla mnie ważne. Radość z podróżowania i zdobywania najwyższych przełęczy to jak na razie główny priorytet. Chodź od początku wyprawy w Nowym Jorku minęło już 90 dni a w nogach już jest ponad 10.000 przejechanych kilometrów to motywacja i apetyt na dalszą część podróży jest wciąż na wysokim poziomie. Same kilometry nie są dla mnie najważniejsze ale okrągła liczba w tak krótkim czasie cieszy tym bardziej, że zaplanowana trasa prowadzi przez najwyższe góry i drogi.
1.07.2013 - 119km
Wieczorem przeszły dwie chmury z których trochę popadało, trochę pogrzmiało i pobłyskało. Rano nie czułem większego zmęczenia niż zwykle. Przeważnie potrzebuje kilka kilometrów na to żeby się rozkręcić. W Sweetwater, miasteczku do którego miałem 12km największą atrakcją była Rest Area. Gdybym wczoraj wiedział, że są tu takie luksusy to te 12km wykręcił bym wczoraj. Z takim wiatrem jak wieczorem to w sumie dwadzieścia minut. Dziś niestety już wiatr nie sprzyjał. Priorytetem było dziś dojechać do pierwszego miasta Lander i uzupełnić zapasy wody i jedzenia a potem zastanowić się co dalej. Po głowie chodziła mi historyczna przełęcz South Pass do której miałem ponad 70km w przeciwnym kierunku.