Wyprawy dzień po dniu. Zapiski podróżników opisujące dni podczas wypraw, codzienność dnia na rowerze, ciekawe zdarzenia podczas podróży, rozterki, refleksje spisywane na bieżąco. Podróże przez Rosję, Mongolię do Pekinu, po Indiach i Nepalu, wyspach Chorwacji i Dolomitach. Doskonały materiał dla tych, którzy planują swoją pierwszą rowerową podróż. Wśród dzienników z wypraw rowerowych znajdziecie zapiski z wyprawy ski-tour'owej po parku UKK w Finlandii.
18.10.2013
Jeszcze rano byłem w mieście partnerskim Jeleniej Góry czyli Tequili a po południu w mieście partnerskim Wrocławia czyli Guadalajarze. Nie sądziłem, że Dolny Śląsk ma aż tak silne powiązania z Meksykiem oddalonym przecież o wiele tysięcy kilometrów. Mam nadzieję, że współpraca pomiędzy miastami to coś więcej niż tylko wymiana herbów na stronach internetowych owych miast. Dziś przez cały dzień nie towarzyszył mi radiowóz a część trasy do Guadalajary nie miała pobocza więc musiałem bardzo uważać żeby żaden samochód we mnie nie uderzył. Meksykanie nie są tak ostrożni jak amerykanie ale też nie jest tak tragicznie jak w Indiach. Rano jeszcze w hotelu zjadłem śniadanie i wypiłem kawę, potem załatałem dętkę i pożegnałem piękną Tequilę.
3.10.2013 - 136km
O świcie zwinąłem namiot i podjechałem do granicy USA z Meksykiem. Do Meksyku kolejki nie ma, do USA kolejka spora. Na granicy urzędnik wypełnił za mnie wniosek, wbił kolejną pieczątkę w paszporcie oraz wpisał mnie do komputera. Wjazd do Meksyku dosyć kosztowny. Możliwość pobytu turystycznego do pół roku to opłata 26 dolarów. Różnica pomiędzy amerykańską a meksykańską częścią miasta Nogales jest ogromna. Za wysokim murem oddzielającym oba kraje wszystko było inne. Wąskie i dziurawe drogi, tłok na ulicach i meksykanie którzy bardziej niż amerykanie przyglądają mi się, pozdrawiają i zaczepiają. Meksyk trochę przypomina mi Indie chociaż tutaj kierowcy nie jeżdżą tak tragicznie jak hindusi. Z Nogales wyjechałem tak szybko jak do niego wjechałem. Na stacji paliw kupiłem wodę i małe ciasto i tu zaczęły się kolejne problemy. Na kolejnej stacji nie mogłem wybrać pieniędzy z bankomatu ani zapłacić kartą. Próbowałem jeszcze kilka razy na innych stacjach i bankomatach jednak na marne.
4.09.2013
Noc ciepła, rano o wschodzie słońca było już 14st.C. Dzień zacząłem od małego podjazdu w oślepiającym słońcu i silnym wiatrem z południa. Po 17km jazdy na wąskiej drodze bez pobocza jeden z samochodów wymijających mnie uderzył lusterkiem w moją rękę. Sporych rozmiarów camper z dużą prędkością nie zważając na moje bezpieczeństwo tylko świsnął dosłownie kilka centymetrów ode mnie a wystające lusterko zdążyło się złożyć. Oczywiście kierowca nie raczył się zatrzymać. Kilka minut po tym jak oceniłem sytuację i swoje obrażenia zdecydowałem się powiadomić policję. Brak zasięgu nie przeszkadzał w połączeniu się z numerem 911. Opisałem zdarzenie, miejsce i pojazd. Do miasta Tonopah było około 50km i prowadziła tylko jedna droga a ruch samochodowy rano na drodze 6 był naprawdę niewielki.
Podsumowanie pierwszych trzech miesięcy wyprawy HTC Author American Expedition 2013
A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie
Ten znany cytat najbardziej pasuje do myśli jakie do tej pory przewijają się w głowie. Nie przejechane kilometry ani nawet cel końcowy nie są dla mnie ważne. Radość z podróżowania i zdobywania najwyższych przełęczy to jak na razie główny priorytet. Chodź od początku wyprawy w Nowym Jorku minęło już 90 dni a w nogach już jest ponad 10.000 przejechanych kilometrów to motywacja i apetyt na dalszą część podróży jest wciąż na wysokim poziomie. Same kilometry nie są dla mnie najważniejsze ale okrągła liczba w tak krótkim czasie cieszy tym bardziej, że zaplanowana trasa prowadzi przez najwyższe góry i drogi.
1.07.2013 - 119km
Wieczorem przeszły dwie chmury z których trochę popadało, trochę pogrzmiało i pobłyskało. Rano nie czułem większego zmęczenia niż zwykle. Przeważnie potrzebuje kilka kilometrów na to żeby się rozkręcić. W Sweetwater, miasteczku do którego miałem 12km największą atrakcją była Rest Area. Gdybym wczoraj wiedział, że są tu takie luksusy to te 12km wykręcił bym wczoraj. Z takim wiatrem jak wieczorem to w sumie dwadzieścia minut. Dziś niestety już wiatr nie sprzyjał. Priorytetem było dziś dojechać do pierwszego miasta Lander i uzupełnić zapasy wody i jedzenia a potem zastanowić się co dalej. Po głowie chodziła mi historyczna przełęcz South Pass do której miałem ponad 70km w przeciwnym kierunku.
17.06.2012 - 58km
Po dniu odpoczynku w Leadville wróciła moc w nogach. Na dziś zaplanowałem krótki odcinek do Breckenridge, w którym dzięki Mickiemu z Teksasu mam nocleg u jego znajomych. Po drodze jednak czekało na mnie nie lada wyzwanie. Przeprawa przez jedną z najwyższych i najtrudniejszych przełęczy drogowych ale nie asfaltowych w USA - Mosquito Pass. Z Leadville do Mosquito jest tylko 16km lecz pokonanie tego dystansu zajęło mi prawie cztery godziny. Pierwsze kilometry to asfalt, potem szuter a następnie droga z każdym kolejnym kilometrem jest coraz bardziej stroma i kamienista.