Nasza wyprawa zaczyna się w Niemczech w Meppen. Stąd niedaleko już do granicy holenderskiej. Przeprawiamy się w stronę Emmen i tak zaczyna się dwutygodniowy rajd gdzie głównym celem jest Londyn i Paryż.
Do Meppen dojechaliśmy późnym wieczorem. Przemieszczaliśmy się ze Szczecina niemiecką koleją regionalną. Niestety niska cena biletów (bilet weekendowy 44 euro dzielony na 2 osoby) wiąże się ze sporą ilością przesiadek. Na pocieszenie można dodać, że pociągi w Niemczech w większości są niskopodłogowe i mają sporo miejsc na rowery. Pierwszy nocleg mieliśmy u znajomych i to był jeden z dwóch komfortowych noclegów w trakcie tej wyprawy.
Wyprawa dookoła Skandynawii zakończona. Dokładnie dwa miesiące podróży i przejechane rowerem 8277 kilometrów przez dziewięć krajów. Ponieważ wyprawa była połączona ze zdobywaniem wierzchołków do Korony Europy udało mi się zdobyć najwyższe wzniesienia i szczyty Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Szwecji, Norwegii i Danii. Najtrudniejszy do przejścia okazał się szczyt Szwecji - Kebnekaise 2117m.npm, ze względu na sporą odległość marszu – około 60km. Najwyższy szczyt Norwegii i całej Skandynawii - Galdhopiggen mimo sporej wysokości 2459m.npm nie był zbyt wymagający. Na trasie przez Skandynawię nie mogło zabraknąć bardzo popularnego miejsca na północnym krańcu Europy czyli słynnego Nordkapp jednego z dwóch najdalej na północ wysuniętych miejsc starego kontynentu.
Pod szyldem "Byle do Przodu" podróżujemy od 2011 roku, kiedy to po raz pierwszy wybraliśmy się na dużą wyprawę rowerową, czyli Tour de BiaTe. Pokonaliśmy wówczas trasę Warszawa-Białystok-Terespol-Warszawa. Z roku na rok staraliśmy się stawiać poprzeczkę co raz wyżej. W 2012 roku wybraliśmy się do Pragi i pokonaliśmy trasę o długości 1100 km. Po tej podróży ostatecznie złapaliśmy bakcyla na sakwiarstwo. W 2013 roku postanowiliśmy wybrać się do rowerowej Mekki na mapie Europy, czyli Holandii.
Wiadomo było, że to kiedyś musi nastąpić, ale i tak zostaliśmy zaskoczeni. Do tej pory co roku spędzaliśmy wakacje na rowerach, całą rodziną. Wynajmowaliśmy duży dom na 6 osób. Zabieraliśmy dzieci, znajomych i w ten sposób zwiedziliśmy cały wschód Polski.
Ale w tym roku młodzież powiedziała, że nie pojedzie z nami. Są już duzi i mają swoje duże wakacyjne plany. Musimy pojechać sami, jak za studenckich czasów - my, dwa rowery i mały namiot. Tylko gdzie?
Burgundia zaplanowała nam się trochę przypadkiem. Nigdy tam nie byliśmy, ale wiedzieliśmy, że nie ma tam zbyt wysokich gór i jest trochę kanałów z leżącymi nad nimi ścieżkami rowerowymi. No i jest to Francja, nasz ukochany kraj, ze swoimi wspaniałymi zabytkami i cudowną kuchnią
Trzytygodniowa wyprawa z Kłodzka (Polska) do Barcelony (Hiszpania) rozpoczęła się 23 sierpnia. Z założenia mieliśmy pokonać ok. 2500 km i wrócić do Polski samolotem. Nie wybraliśmy najbliższej trasy, ale postanowiliśmy zobaczyć 9 krajów, w tym Polskę. Jak się okazało trasa się wydłużyła i zakończyła wynikiem 2860 km.
Rozpoczęliśmy ją w 3 osoby.
Wyprawa rowerowa już od dłuższego czasu chodziła mi po głowie. Od kilku lat spędzaliśmy rodzinne wakacje na rowerach, ale nigdy nie odważyliśmy się na wyjazd z sakwami. Zawsze uważałam, że to jest survival dla 20 latków, którzy mają łydki ze stali, robią po 150 kilometrów dziennie, zdobywają przy okazji dwutysięczniki żywiąc się wyłącznie adrenaliną, zupkami w proszku i kaszkami bobovita.
Nie mamy z mężem łydek ze stali, lubimy dobrą kuchnię, nienawidzimy kaszek i czasem bolą nas kręgosłupy, bo w tym roku obchodziliśmy 50 urodziny. Impulsem było dla mnie spotkanie podczas zeszłorocznych wakacji dwóch Angielek, podróżujących z sakwami na zwykłych miejskich holendrach, wyposażonych w koszyki na zakupy, na których w czasie jazdy suszyły się malowniczo przypięte spinaczami skarpetki...Rozmowa z Angielkami utwierdziła mnie w przekonaniu, że damy radę, skoro te biedulki dały.
Dzień 1 4.07.2011 73.5 km | Wien – Tulln – Krems – Durnstein
Jechać czy nie jechać? Jaka będzie pogoda? Po strasznie deszczowym weekendzie baliśmy się wystawić nosy z domu. Dzień zaczął się deszczowo a więc padło hasło, że przekładamy wycieczkę na następny dzień. Nie ma nic gorszego od deszczu i wiatru na trasie. Co chwila śledziliśmy pogodę na wszystkich możliwych kanałach. A może uda się uciec od tego deszczu? Z każdą godziną robiło się coraz ładniej a nawet wyszło słońce. Nie ma co tracić czasu... JEDZIEMY. Wyjechaliśmy dokładnie o 13.55 i nie zakładaliśmy, że zrobimy dużo kilometrów. Najważniejsze, że jedziemy i że może unikniemy złej pogody.
Dzień 10 30.08.2012 - Monte Rite, Passo Duran
64.18km, 12.5śr, 58.4max, 1768m w górę, 5:07:43, 14-26st.C
Trasa: Passo Cibiana - Monte Rite - Dont - Passo Duran - Agordo - Voltago Agordo
Wieczorem zastanawiałem się czy wjeżdżać na Monte Roti, szczyt nieopodal Passo Cibiana. Rano nie było za zimno z przewagą błękitu na niebie więc postanowiłem na pół lekko czyli bez przyczepy i wora z namiotem zdobyć tą górę. Podjazd zaczyna się na przełęczy. 7.5km, siedem zakrętów, jeden tunel oraz ponad 600m w górę w pionie, wszystko po szutrze o maksymalnym nachyleniu 10%. Ponad godzinę zajęło mi wdrapanie się na górę. Na szczycie znajduje się muzeum górskie Messnera o skalno-szklanej konstrukcji. Niestety byłem na szczycie zbyt wcześnie aby zwiedzić muzeum.